Na prezencik świąteczny – mała opowieść o tym, jak byłam w Lecce dokładnie 35 lat temu. Był to jedyny mój chórowy wyjazd z Warszawską Operą Kameralną, trwał koło dwóch tygodni, zjechaliśmy całe południe Włoch łącznie z Neapolem i Sycylią (gdzie w grudniu w Syrakuzach było 25 stopni!).
Lecce, nazywane “Florencją baroku” (a przez nas “Florencją obcasa”), jest po prostu przepiękne. Proszę sobie wyobrazić gęste barokowe ornamenty wyrzeźbione w jasnym kamieniu, i to będzie kwintesencja. W środku miasta amfiteatr rzymski – właściwie nieduży. Wigilijny obyczaj świętowania w amfiteatrze nadal istnieje, ale jest już o wiele mniej spektakularny. Do amfiteatru ludność już nie wchodzi, zapewne z powodów konserwatorskich. Tylko arcybiskup i burmistrz z niewielką grupą oficjeli weszli do środka, żeby szopkę poświęcić, a zamiast dawnego orszaku z Marią, Józefem, osiołkiem i Jezuskiem-lalką chłopak przyniósł lalkę i położył ją w żłóbku, na przygotowanym miejscu. W bramie amfiteatru chór śpiewał kolędy i różne takie, po amatorsku, ale czysto i z zapałem, za to towarzyszące mu keyboard i trąbka podgrywały tak, że może byłoby lepiej, gdyby nie podgrywały. Ludzie patrzyli na to wszystko po prostu z góry, ale było ich dużo mniej niż 35 lat temu. A w całym mieście po prostu życie kwitło.
Trafiliśmy tam także na Wigilię. Zadaniem naszego chóru było umilanie mieszkańcom tego czasu poprzez śpiewy plenerowe (głównie śpiewaliśmy wtedy motety Mikołaja Zieleńskiego). Z czego zresztą dużo nie wyszło: było kilkanaście stopni i wichura, że nuty wyrywało, więc po paru kawałkach zastrajkowaliśmy :-) A potem koło amfiteatru była żywa szopka. Szedł cały orszak, młodziutka Maria w niebieskiej szacie, Józef – chłopak z przyprawioną brodą, osiołek i… wózek z lalką… Wszyscy przybyli do przygotowanego miejsca pod gałęziami palm, co nas, przybyszy z zupełnie innej zimy, fascynowało. Potem przeszliśmy do amfiteatru, gdzie odgrywano jakiś teatrzyk, ale niewiele rozumiałam nie znając włoskiego. Zapamiętałam tylko, że każdy dostał do ręki białą świecę z czerwonym kapturkiem. Zapadał zmierzch i nastrój był coraz bardziej świąteczny.