można kupić obok pamiątek wszelkiego rodzaju, bo te domki dla turystów przede wszystkim. Poniektóre przerobione na hotele w ten sposób, że z kilkunastu takich domków jeden budynek hotelowy powstał. Ale naprawdę zabytkowych jest nie za wiele. Większość stosunkowo młodych. Obawiam się, że to dla Hoko nie to.
Zdecydowanie lepiej buszować po Bari, szczególnie po jego starówce otoczonej murami. Ale i nowsza część nieźle się prezentuje. Kto będzie w Bari i zdecyduje się na objazd okolic, powinien moim zdaniem zahaczyć o pomijane w przewodnikach Conversano. Nie tylko zamek i katedra, ale białe uliczki z licznymi schodkami przebiegają przez stare miasto. W dolnej części na szerszej ulicy muszla lub raczej altana koncertowa z estradą. Tam słyszeliśmy orkiestrę symfoniczną (niestety, nie pamiętam skąd, ale z jednego z ważniejszych włoskich centrów kulturalnych) grającą zdecydowanie ambitny repertuar, głównie rosyjski. Mieszkańcy tłumnie słuchali na krzesełkach. Płacił magistrat. Był to rok 2010, już chyba spowolniony gospodarczo. Ciekawe, czy nadal finansują takie ekscesy. To tak na marginesie obcięcia środków dla Minkowskiego. a to też całkiem ładne miasto, pełne placów, szerokich ulic i barokowych gmachów ze swoistymi ornamentami. Dobre ciastka w kawiarniach, ale to we Włoszech częste. Tak czytam i chyba trzeba będzie w tym roku do Włoch. Może nie do Apulii, a do Toskanii i na Sardynię. W Toskanii nie byliśmy dawno. U Łasuchów wczoraj wspominano San Gimignano. Z booking.com niezłe oferty florenckie. Ale niezłe to nie znaczy szczególnie tanie. Tęsknota goni w tamte strony. I jeszcze w wiele miejsc.
Wracając do mjutu, na garnku na pewno tak jak drut nie jest napisane “Mjut” tylko jak stare druciane sito “Miele lucano autèntico”. Miód “lucano” produkowany w Basilicacie dzieli się na wielokwiatowy, kasztanowy, pomarańczowy i eukaliptusowy. Nie wiem, który jest najbliższy sercu Hoko, ale pomarańczowego może w Alberobello nie dostać, gdyż ten rodzaj miodu jest wytwarzany głównie przez pszczoły zamieszkujące okolice Metapontu.